Hej Kochane! Dziś zapraszam na kolejną część "losowych kosmetyków", czyli minirecenzji produktów, które nie doczekały się osobnych postów. Tym razem zajmiemy się kolorówką... :)
Pierwsze pod lupę pójdą potrójne cienie Opal od Paese. Ich koszt to ok 25zł w internetowym sklepie Paese (KLIK). Dostałam je na jednym ze spotkań blogerek i trafił mi się zestaw neutralnych kolorów o nazwie "vanilla chocolate", więc byłam zadowolona. Niestety cienie mimo całkiem fajnego napigmentowania nie skradły mojego serca. Ich wadą jest to, że przy aplikacji pędzelkiem bardzo się sypią i zawsze czuję całą masę pyłu w oku. Jedyna opcja to nałożenie niewielkiej ilości cieni palcem - wtedy jest całkiem przyjemnie, ale przy długich paznokciach jest to problematyczne i trudno o precyzyjną aplikację. Cienie zawierają drobno zmieloną perłę i lekko opalizują, dają całkiem ładny efekt i mają przyjemną konsystencję. Do tego ślicznie pachną. Trwałość określiłabym jako średnią.
Kolejna jest kredka Big Bright Eyes w odcieniu 01 highlight it... nude, od essence. Nudziak idealny na linię wodną, optycznie powiększa oko i daje bardzo ładny efekt. Jest wydajna, ale trzyma się na linii wodnej raczej przeciętnie. Jej aplikacja jest prosta dzięki kremowej konsystencji kredki, a cena - 9zł kusi. Niestety kredka ma dwie duże wady... Po pierwsze: trzeba ją temperować (wolę te wykręcane), a po drugie: jest bardzo gruba i może być trudno dobrać do niej temperówkę. Mimo wszystko używam jej z przyjemnością, ale też wiem, że raczej do niej nie wrócę.
Powyżej gadżet, bez którego na dłuższą metę trudno się obejść, jeśli lubi się kredki do powiek- temperówka. Ta konkretna to podwójna temperówka Peggy Sage i kosztuje niecałe 13zł w internetowym sklepie BodyLand - KLIK. Posiada mały i średni otwór, więc niestety grubaśna kredka od essence z niej nie skorzysta, ale naostrzyłam nią wszystkie inne kredki i jestem zadowolona. Jest bardzo ostra i robi dokładnie to, co ma robić. Jest zamykana, ale nie rozsypuje się w rękach, więc nie muszę już ostrzyć kredek nad koszem, z umazanymi rękami. Czuję, że posłuży mi długo, bo daleko jej od tandet, z którymi do tej pory miałam do czynienia.
Powyżej znana wszystkim maskara Lovely, Curling Pump Up, która u mnie niestety furory nie zrobiła. Po otwarciu była zbyt mokra i nakładało się ją niezbyt wygodnie, a do tego lubiła odbijać się na powiece, bo dość długo zajęło jej wysychanie na rzęsach. Później było znacznie lepiej, ale wciąż bez szału. Efekt jaki daje na rzęsach jest raczej subtelny, a ja lubię mocno podkreślone rzęsy, więc nie podzielam zachwytów nad tym tuszem. Cena kusi - kosztuje około 9zł, więc warto przetestować na sobie.
Kolejnym testowanym przeze mnie tuszem byl Paese Adore Curly Lash Mascara i okazał się rozczarowaniem. O ile efekt na rzęsach był całkiem fajny, to niestety tusz lubił się rozmazywać i odbijać na powiece jeszcze na długo po nałożeniu. Używanie go było istną udręką i w końcu wylądował w śmietniku. Koszt tej maskary to niezałe 20zł w sklepie internetowym Paese - KLIK.
Ostatnimi bohaterami są jajuszko do nakładania podkładu i zalotka od www.rosewholesale.com. Przedstawiałam je już kiedyś (KLIK), ale dopiero dziś przyszła pora na kilka słów na ich temat. Jajuszko - gąbeczka jest dostępna TUTAJ i kosztuje zaledwie 3,24 USD. Nie mam dużego porównania jeśli chodzi o takie gąbeczki, ale ta jest trwała i daje na twarzy bardzo naturalny efekt, więc jestem z niej zadowolona. Mogłaby być bardziej miękka, ale i tak jest przyjemna w użyciu. Łatwo utrzymać ją w czystości, nie odbarwia się i nie odkształca. Co do zalotki - spełnia swoje zadanie w 100% i od kiedy ją mam używam jej nałogowo. Jej koszt to 3,45 USD TUTAJ. Oba gadżety mam od roku i uważam, że są na prawdę godne polecenia, zwłaszcza jeśli szukacie czegoś w niskiej cenie.
Znacie któryś z powyższych produktów?:)
Zapraszam do poprzednich części losowych kosmetyków:
Zapraszam do poprzednich części losowych kosmetyków:
Pierwsza część: KLIK (Avon, Fitomed, On Line, Flodomax, BingoSpa, Batiste, Barwa, Biały jeleń)
Część druga: KLIK (kolorówka: Sephora, Sleek, Givenchy, Bell i inne)
Trzecia część: KLIK (produkty do mycia ciała)
Bu, ale dziadostwo ten tusz z Pease. Szkoda, szkoda :/
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o cienie, to może spróbuj je nakładać mokrym pędzelkiem? Wtedy nie powinny się osypać, ale w razie czego lepiej i tak strzepać nadmiar z pędzelka no i powinny też troszkę dłużej się trzymać ;)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze pytanie do tej kredki z Essence, co to znaczy że trzyma się przeciętnie? Szukam właśnie jakiejś fajnej i taniej kredki nude ;)
Nawet nie pomyślałam o nakładaniu ich wilgotnym pędzelkiem, dzięki za przypomnienie o tej metodzie :D Jeśli chodzi o "przeciętnie" to u mnie na linii wodnej oznacza to, że po kilku godzinach kredka staje się mniej widoczna, albo znika zupełnie - zależy od tego jak intensywnie łzawią mi oczy :)
UsuńMimo wszystko korci mnie ten tusz z Lovely. Miałam inne kolorki, ale żółtego jeszcze nie ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam tą kredkę, a cienie jakoś mi zalegają te z paese : p
OdpowiedzUsuńTeż mam niemiłe doświadczenia z tuszem Pese, co prawda nie z tym, ale widać tusze im nie wychodzą :).
OdpowiedzUsuńMascar używam tylko z Rimmela - nie wiem czemu, chyba dlatego, że raz tam kupiłam tusz, byłam bardzo zadowolona więc później ponowiłam zakup itp. Kredek do oczu w ogóle nie używam, zalotki też nieee ;D Bałabym się chyba :D
OdpowiedzUsuńdla mnie cienie z paese to porażka, ja trafiłam na miks zielonych z niebieskimi :(
OdpowiedzUsuńU mnie Curling Pump Up Mascara sprawdził się wyśmienicie ;) Może zależy od rzęs u kogo się sprawdza, ale nigdy nie odbił mi się na powiece ;)
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię tego tuszu Lovely.
OdpowiedzUsuńJa mam jako do makijażu z Ebelin i bardzo je lubię. Właśnie kupiłam kolejne po tym, jak ostatnie, niemal nowe, dorwała moja kotka (jajo w opłakanym stanie trafiło do kosza).
OdpowiedzUsuńMiałam jakieś trio cieni z Paese, ale chyba nigdy ich nie użyłam. Pozostałych kosmetyków nie miałam okazji testować.
Zalotka jest dla mnie niezastąpiona. Często nie maluję rzęs a tylko je podkręcam i sam efekt mnie zadowala. Chyba że rzęsy są w danym momencie słabszej kondycji ;)
OdpowiedzUsuńmusze kupić zalotkę i białą kredkę, koniecznie!
OdpowiedzUsuńUżywałam tej maskary i była całkiem spoko :)
OdpowiedzUsuńPump Up bardzo lubie ;)
OdpowiedzUsuńSama używam takich płaskich gąbeczek do makijażu, ale myślę o jajeczku :D
OdpowiedzUsuńZalotka...już ją kupuje od kilku lat i kupić nie mogę :D
OdpowiedzUsuńSzczerze przyznam,że nic z powyższej listy nie miałam, a jedyne co kojarzę to ten tusz, ale jesteś pierwszą u której się nie sprawdził :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
http://landvanity.blogspot.com/
Oj pierwsza nie jestem, ale na pewno jestem w mniejszości :D
UsuńDla mnie tusz Lovely, Curling Pump Up jest ulubieńcem z tych tańszych tuszy i szkoda, że u Ciebie się nie sprawdził.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :**
Fajne kolorki mają te cienie - szkoda, że się nie sprawdziły.
OdpowiedzUsuńTeż mam te cienie, ale wg mnie ich pigmentacja jest średnia no i mają też kilka innych wad.
OdpowiedzUsuńO kurcze myslałam, że cienie będą ok - szkoda a tusz faktycznie do kitu :[
OdpowiedzUsuńMaskary rzeczywiście nic ciekawego, ale zalotka ma fajne różowe uchwyty i to jajko - ciekawe...
OdpowiedzUsuńMiałam ostatnio kupić paletkę z Paese, ale wierzę Ci że nie ma sensu. Co do maskary też nie jest stworzona dla mnie. Sama od pewnego czasu mam takie jajeczko, ale jakoś nie potrafię nim operować, dla mnie mało wygodne :)
OdpowiedzUsuńNa początku jajo też wydało mi się mało wygodne, a później się zakochałam :))
UsuńJa słyszałam o tej gąbeczce. Dużo osób sobie ją chwaliło więc zastanawiam się nad jej zakupem. Obserwuję bloga i zapraszam do mnie parajulkanormal.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDopiero zaczynam przygodę z blogowaniem i moje zdjęcia nie są perfekcyjne. Mam jednak nadzieję,że Ci się spodoba i zostaniesz tam na dłużej :)
Uwielbiam tusz z Lovely :) ja mam jajeczko z Ebelin i jest ok :)
OdpowiedzUsuńMiałam tą gąbeczkę, świetnie się nakłada nią podkład :)
OdpowiedzUsuń