wtorek, 26 maja 2015

Naturalny Ałun w sztyfcie - Allume di rocca naturale


Hej Kochane! Na blogu ostatnio pustki, co spowodowane jest baaardzo dużym nawałem egzaminów na uczelni. Z trudem znalazłam czas na napisanie tego posta - stąd późna pora jego publikacji. Dwoję się i troję żeby przygotować się do wszystkich egzaminów i o niczym nie marzę bardziej, niż o tym żeby w końcu mieć za sobą najbliższe dwa tygodnie! 
Ale dziś nie o tym, a o moim łupie z Bodyland, a mianowicie o ałunie w sztyfcie! Zarówno ałun, jak i  wspomniany sklep internetowy były dla mnie zupełną nowością, ale minęło już sporo czasu od kiedy produkt do mnie dotarł i jestem gotowa do zdania Wam relacji z tego jak się sprawdził. Zaczynamy! :D
 Opis produktu: Główną zaletą ałunu jest działanie bakteriobójcze, ściągające i dezynfekujące. Ałun wykorzystywany jest współcześnie przede wszystkim, jako naturalna alternatywa dla syntetycznych dezodorantów i antyperspirantów. 
Właściwości ałunu:
  • zatrzymuje rozwój bakterii odpowiedzialnych za nieprzyjemny zapach potu
  • lekko zwęża ujścia gruczołów potowych, co powoduje mniejszą produkcję potu, bez nieprzyjemnych skutków ubocznych jak to ma czasem miejsce w przypadku klasycznych antyperspirantów.
  • bardzo skuteczny w walce z wypryskami i aftami,
  • pomaga również usunąć symptomy opryszczki wargowej,
  • sprawdza się jako element codziennej toalety panów, występuje często również jako jeden ze składników wód po goleniu i wód do twarzy.
Produkt jest bardzo wydajny starcza na 1 rok stosowania dla jednej osoby.
 Pojemność: 120g
Cena: 12,50zł TUTAJ
 Moja opinia: Wiele się już naczytałam na temat ałunu i nie mogłam się doczekać, aż sama go dopadnę. Jest to twardy kryształ, wyglądem przypomina bryłkę soli i aż trudno uwierzyć, że to to ma zastosowanie w kosmetyce! Ale ma, owszem. Jak go używać? - Wystarczy zwilżyć go wodą i potrzeć nim wybraną partię skóry. Jest delikatny i kompletnie nie czuć żadnego nieprzyjemnego tarcia, nie podrażnia skóry i nie wywołuje reakcji alergicznych, nie zostawia plam na ubraniach, nie ma zapachu i generalnie - tak jakby go nie było a jednak jest i działa, taki niepozorny.:)  
Podobno jest to naturalny antyperspirant, ale to raczej u osób, które pocą się w małych ilościach. U mnie w tej roli nie sprawdził się kompletnie, po prostu nie działał. Może kiedyś dam mu jeszcze szansę, ale na razie moja cierpliwość się skończyła. 
Mimo tej wpadki nie zniechęciłam się do ałunu, bo to nie jedyne jego zastosowanie - jest to produkt niesamowicie wielofunkcyjny. Ma działanie ściągające i między innymi łagodzi ukąszenia owadów - na razie nie miałam szansy sprawdzić (i nie żałuję!), ale na pewno zabiorę go ze sobą na biwak i wtedy się przekonam. Czytałam też, że ałun łagodzi podrażnienia po poparzeniach słonecznych i tego zastosowania jestem bardzo ciekawa. Zapewne latem uda mi się sprawdzić i to, jako że zazwyczaj słonko nie jest dla mnie łaskawe. 
Co ciekawe, ałun usuwa ze skóry nieprzyjemne zapachy, np. czosnku czy cebuli. Jak dla mnie super, ale to nie tą właściwością podbił moje serce.
To, co przekonało mnie do ałunu w 100% to fakt, że świetnie działa na skórę po goleniu i depilacji. Jeśli zdarza się Wam czasem zaciąć, lub wyskakują Wam czerwone kropeczki na skórze po goleniu - po prostu musicie go mieć. Szczególnie dobrze działa na wrażliwe partie skóry, takie jak pachy, czy okolice bikini. Na takie partie skóry, zwłaszcza na okolice intymne. nie można nakładać byle czego, ale ałun byle czym nie jest. Jest w 100% naturalny i na prawdę przynosi ukojenie. O podrażnieniach i czerwonych kropkach można zapomnieć. Zacięcia przestają krwawić i szybko się zasklepiają. Zawsze używam go od razu po goleniu, żeby zminimalizować ryzyko powstania stanów zapalnych, a czasem zdarza się, że aplikację powtarzam po kilku godzinach, jeśli widzę taką potrzebę. Zazwyczaj jednak jednorazowe użycie wystarcza i mam o jeden problem mniej. 
 Kolejna sprawa to fakt, że ałun pomaga w usuwaniu opryszczki. Ja tego problemu nie mam, ale może którejś z Was pomoże?
 Moja ocena: 5-/5 Mały minusik, za to że nie sprawdził się u mnie jako antyperspirant, ale jest to produkt tak wielofunkcyjny, że nawet się nie przejęłam.:)
Miałyście już do czynienia z ałunem? Znacie Bodyland? Moje pierwsze wrażenie jest bardzo dobre - szybka wysyłka i wszystko było bardzo szczelnie zapakowane, czyli tak jak lubię.

wtorek, 19 maja 2015

Korektor o delikatnej formule - Maybelline, Affinitone Concealer

Hej Kochane! Dziś będzie o jednym z kosmetyków, który kilka lat temu był moim ulubieńcem. Nasze drogi się rozeszły, ale ostatnio zanim zatęskniłam i postanowiłam znów odszukać. Powroty do niegdyś lubianych kosmetyków bywają różne. Nieraz już się nimi rozczarowałam, w końcu cera się zmienia i moje wymagania też. Jesteście ciekawe czy zmieniły się moje odczucia względem korektora Affinitone od Maybelline? Jeśli tak, to koniecznie zostańcie ze mną. :)
Od producenta: Zawiera pigmenty kryjące, które utrzymują się na twarzy przez wiele godzin. Bez substancji tłuszczowych, nie zatyka porów. Idealnie tuszuje cienie pod oczami. Posiada bardzo wygodny aplikator. 
Cena: 20zł / 7,5ml
Moja opinia: Mój odcień to najjaśniejszy 01 Nude Beige, który czasem na prawdę trudno dostać. Zdarza się, że w pobliskich drogeriach są już tylko ciemniejsze odcienie, więc za tym nieźle się nachodziłam. Kolor jest idealny - jasny, beżowy. Nie przechodzi w róż, ani w żółty, więc jest bardzo neutralny. Kiedyś stosowałam go zarówno pod oczy, jak i na niedoskonałości, co było dość pracochłonne przy jego lekkiej konsystencji. Wróciłam do niego po prawie trzech latach przerwy i znów bardzo się polubiliśmy, chociaż tym razem dostrzegam jego wady.
Korektor ma średnie krycie, dlatego pod oczy nakładam go sporo i wszystko wklepuję gąbeczką. Tak nałożony spisuje się rewelacyjnie, natomiast kiedy go sobie żałuję, dużo na tym tracę - skóra pod oczami wygląda wtedy szaro i smutno. Nie wysusza okolic oczu i wygląda naturalnie. Lubię też wklepać jego niewielką ilość w powieki żeby ujednolicić ich kolor, a także maskuję nim pajączki pod nosem. Ma bardzo lekką konsystencję i fajny aplikator, dzięki czemu używam go z przyjemnością.  Nie ciemnieje, nadaje się do szybkiego codziennego makijażu.
Ale ma też wady... Niestety zbiera się w zmarszczkach. Może nie w każdych, ale w tych głębszych na pewno, dlatego trzeba nakładać go z rozwagą i jeszcze kilka minut po aplikacji, warto delikatnie przyklepać załamania skóry opuszkami palców żeby pozbyć się jego nadmiaru, który już się tam zebrał. Kiedy korektor się porządnie wchłonie to wygląda na prawdę naturalnie. Nie jest z tych co całkowicie maskują cienie pod oczami, oj nie. To raczej kosmetyk, który pozwala nam poprawić wygląd tych okolic, ale wciąż pozostawiając nas w strefie codziennego, delikatnego makijażu. 
Moja ocena: 4/5 To jeszcze nie TO, ale lubię mieć go pod ręką!

Znacie go? Jacy są Wasi ulubieńcy? :)

piątek, 15 maja 2015

Tołpa, Dermo Body, Bust, Serum wypełniające biust - stanik w kremie?

Witajcie! Dziś opowiem Wam o produkcie, na który nigdy bym się nie skusiła, gdyby nie... pozytywne opinie na wizazu. Tołpę bardzo lubię, więc we wszystkie wizazowe ochy i achy od razu uwierzyłam i kilka miesięcy później dojrzałam do decyzji o zakupie swojego pierwszego serum wypełniającego biust z serii dermo body. Czy u mnie też było tak różowo? A może pierwsze opakowanie będzie ostatnim? Przekonajcie się czytając dzisiejszego posta, zapraszam!:) 
 Od producenta:
 Cena: Ok 45zł/150ml
Moja opinia: Kiedy ten niepozorny beżowy kremik do mnie przybył, byłam go bardzo ciekawa. Chciałam w końcu dowiedzieć się o co tyle krzyku! 
Pierwszym, co mnie w nim ujęło, był jego zapach. Jaki on jest śliczny! Pachnie zmysłowo i kobieco, jak perfumy, a do tego dość długo utrzymuje się na skórze, ale przy tym nie jest męczący czy nachalny. Wiele o nim czytałam, ale nie sądziłam, że tak bardzo mi się spodoba.
Druga sprawa - opakowanie. Tubka, którą widzicie to nic, zwyklak, ale bardzo podoba mi się papierowe pudełeczko, w które była zapakowana. Na zdjęciach go nie ujęłam, bo... je potargałam! A tak, podarłam! A to dlatego, że w środku - po wewnętrznej stronie pudełeczka - wydrukowane były kolejne porady producenta, min. jak powinno się masować biust. Ciekawe rozwiązanie, z którym spotkałam się już przy okazji kremu z filtrem od SVR (SVR, Lysalpha, Creme Haute Protection SPF 50 dla skóry mieszanej i tłustej, trądzikowej KLIK), a co najważniejsze oszczędność papieru, bo w końcu te wszystkie informacje nie zostały wydrukowane na osobnej kartce.
Przejdźmy do aplikacji. Serum jest lekkie, bardzo wydajne i pozwala na wykonanie krótkiego masażu podczas aplikacji. Masaż kończymy wtedy, gdy serum się wchłonie, a dzieje się to w idealnym momencie, ponieważ wchłania się dość szybko, ale daje nam wystarczająco dużo czasu na popracowanie nad nim. A jak już się wchłonie to nie pozostawia po sobie absolutnie żadnej lepkości, ani warstewki. Nie ma też żadnych plamek na skórze, ani niedoskonałości. Możemy w ogóle zapomnieć, że cokolwiek stosowałyśmy, gdyby nie... efekty!
A efekty są, ponieważ moim zdaniem to serum to nic innego jak stanik w kremie. Po dłuższym, systematycznym jego używaniu wyraźnie widać jak piersi stają się pełniejsze, ale to nie dlatego, że cudownie nam rosną, oj nie! Taki efekt gwarantuje nam fakt, że skóra staje się bardziej napięta, a biust podniesiony. Myślę, że to serum nada się zarówno dla osób, które mają niewielkie piersi, jak ja (znacznie polepszy wizualnie ich sytuację i podziała profilaktycznie przed utratą jędrności), jak i dla tych, które mają spory biust i potrzebują poprawy jego kształtu, czy napięcia i ujędrnienia. 
Moja ocena: 5/5 Nic dodać, nic ująć. 

wtorek, 12 maja 2015

Krem / maska do rąk z olejem makadamia Balea Handcreme Pflege&Maske 2in1

Hej Kochane! Chociaż nie jestem wielką fanką kremów do rąk, zawsze jakiś mam w zapasie. Nigdy nie zapominam o tym, by potraktować nim dłonie przed snem, ale w ciągu dnia zdarza mi się w ogóle tego typu produktów nie używać. Pisałam już kiedyś, że nie przepadam za kremami, które zostawiają na dłoniach tłustą warstewkę i długo się wchłaniają, ale zapomniałam dodać, że na noc jest to u mnie dopuszczalne, a nawet mile widziane. Dzisiejszy bohater to produkt 2 w 1 - maska do rąk i krem w jednym. W dodatku zawiera olek makadamia i masło shea, więc jak można się domyślić - jest dość treściwy. Zobaczcie same jak przebiegała moja przygoda z kolejnym produktem Balea.
Od producenta: Bogaty w składniki pielęgnacyjne krem-maska do rąk. Formuła kremu z olejem z orzechów macadamia oraz masłem shea, pielęgnuję i wygładza spierzchnięte dłonie. Używać codziennie jak kremu, a raz w tygodniu aplikować dużą ilość i zostawić na ok 30 min aby składniki pielęgnacyjne zadziałały. Można również stosować na noc, w celu lepszych rezultatów zaleca się założenie bawełnianych rękawic. Rano dłonie są wypielęgnowane, odżywione i jedwabiście gładkie. Produkt przebadany dermatologicznie.
Moja opinia: Jak już wspominałam, ten krem należy do treściwych - w końcu może też służyć jako maska - ale o dziwo świetnie nadaje się też do nawilżania wysuszonych dłoni w ciągu dnia. Aplikuję go tylko w razie potrzeby (nie mam nawyku nawilżania dłoni po każdym ich myciu), a wtedy wchłania się całkiem nieźle i pielęgnuje dłonie bez zarzutu. Na pewno wchłania się odrobinę dłużej, niż moje ulubione kremy do rąk (tołpa amarantus - KLIK, Balea maślanka i papaja - KLIK), ale na prawdę nie jest źle. Jest też bardzo wydajny, zazwyczaj używam go w ilości prawie o połowę mniejszej niż w przypadku innych produktów tego typu. Na noc nadaje się wprost idealnie, wtedy pozwalam sobie na większą jego ilość, a rano dłonie są mięciutkie i wyglądają na zadbane. Szczególnie podoba mi się to, jak działa na moje pozadzierane skórki wokół paznokci. Dzięki niemu wszelkie zadziory goją się szybciej. W tej kwestii działa nawet lepiej niż specjalne produkty do skórek, które miałam okazję używać do tej pory. To pewnie zasługa oleju makadamia, który faktycznie jest wysoko w składzie, no i masła shea, które tak bardzo lubię. Gdybym miała bawełniane rękawiczki, to z przyjemnością nałożyłabym je na dłonie pokryte dużą ilością kremu, ale niestety jeszcze do tego zakupu nie doszłam, haha. Raz użyłam go w formie maski i na ok godzinę pozostawiłam na dłoniach jego grubą warstwę. Spisał się wtedy bardzo dobrze, moje dłonie były po tym dużo gładsze i odpowiednio nawilżone, znaczna część kremu się w nie wchłonęła, ale pozostała warstewka, którą starłam chusteczką.
Z takich mniej istotnych spraw - ma dobrze wyczuwalny zapach, który nazwałabym raczej neutralnym i niemęczącym. Nie jest ani specjalnie ładny, ani tym bardziej brzydki. Konsystencja z tych gęstych, ale świetnie się rozprowadza po skórze
Moja ocena: 5-/5 Po Balei spodziewałam się szałowego zapachu, więc daję drobny minusik za jego brak, ale poza tym krem spełnił moje oczekiwania. :)

sobota, 9 maja 2015

Balea Swirled Kisses - balsam do ust o zapachu truskawek i banana

Hej Kochane! Co powiecie na posta o zakręconych całusach? Nie żartuję, dziś będzie co nieco o balsamie do ust od Balea o kuszącej nazwie Swirled Kisses! Zapraszam ;)
Moja opinia: Lubicie połączenie truskawki z bananem? Ja uwielbiam. Ten balsam do ust oddaje go bardzo wiernie i... smakowicie! I tym podbił moje serce.
Poza tym bardzo podoba mi się jego opakowanie i oczywiście zakręcony wzorek sztyftu. Sama forma - sztyft - jest dla mnie bardzo wygodna, wolę taki produkt od wszelkich słoiczkowych nawilżaczy. 
A właśnie, jak z nawilżaniem? Muszę przyznać, że produkt całkiem nieźle pielęgnuje usta. Po nałożeniu nie trzeba długo czekać, aż przyniesie im ulgę i delikatnie je zmiękczy. Niestety raczej szybko się zjada jeśli dużo mówię, lub jem/piję, ale w końcu to nie pomadka i tego typu produkty mają to do siebie, że do najtrwalszych nie należą. Na noc też za bardzo się nie nadaje, jest zbyt lekki i rano budzę się mając wrażenie, że w ogóle niczego nie stosowałam. To taki typowy dzienny, pachnący przyjemniaczek do torebki.
Warto wspomnieć, że pozostawia na ustach odrobinę koloru, co możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu - biała część świderka (na zdjęciu po lewej od czerwonej, mało widoczna) sprawia, że usta są odrobinę jaśniejsze, a czerwona nadaje koloru. Razem tworzą fajny efekt delikatnej, czerwonej poświaty. Balsam daje błyszczące wykończenie, ale bez drobinek. Jest tłustawy, ale nie lepki, przyjemnie się nosi. 
Moja ocena: 5-/5 Jest świetny do używania w biegu, dobrze mieć go pod ręką.

wtorek, 5 maja 2015

Tołpa, Dermo Face, Physio, Żel do mycia twarzy i oczu

 Hej Kochani! Ci z Was, którzy są ze mną dłużej, wiedzą jak bardzo lubię produkty Tołpy. Jakiś czas temu skusiłam się na kolejne zakupy w ich sklepie internetowym i tym razem mój wybór padł min. na żel do mycia twarzy i oczu z serii Physio. Zanim jeszcze poznałam płyny micelarne, bardzo lubiłam zmywać makijaż takimi żelami (bo wszelkie mleczka nie bardzo mi odpowiadają), więc pomyślałam że to coś idealnego dla mnie. Jesteście ciekawi jak się spisał?:)
Od producenta: Usuwa makijaż i zanieczyszczenia. jest delikatny i ma fizjologiczne pH, dzięki czemu można go używać również do mycia oczu. Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia. Odświeża i przywraca uczucie komfortu (szczególnie po zabiegach dermatologii estetycznej, nadmiernej ekspozycji słonecznej).
Cena: 26zł / 195ml
Moja opinia: Żel znajduje się w poręcznej buteleczce z pompką, która dozuje niewielką, ale w zupełności wystarczającą ilość produktu - jest bardzo wydajny. Zapewne wiele osób będzie mało problem z tym, że żel się nie pieni (no może czasem zdarzy się odrobinę czegoś na kształt piany) i jest bezzapachowy, ale mnie to zupełnie nie przeszkadza. Miałam już tego typu produkty i wiem, że są dużo delikatniejsze od pozostałych. Ten niepozorny żel nie powoduje uczucia napięcia skóry po umyciu, ale z drugiej strony bardzo dobrze ją oczyszcza. Wystarczy jedna pompka żeby umyć dokładnie całą twarz i oczy, nawet jeśli mamy na nich makijaż. Nieraz już pominęłam zmywanie makijażu micelem i przeszłam od razu to tego żelu, a on ku mojej radości poradził sobie z nim bez problemu. Szybko rozprawia się zarówno z podkładem, jak i z tuszem do rzęs (nie używam wodoodpornego), a przy okazji przemywania twarzy hydrolatem widzę, że płatek higieniczny jest czysty, a demakijaż został wykonany dokładnie. Nie szczypie w oczy, chyba że dostanie się go do nich bardzo dużo. 
Nie wysusza skóry jak niektóre antytrądzikowe żele do twarzy, mam wrażenie że wręcz delikatnie ją łagodzi. Nie powoduje żadnych skórnych problemów, nie wyskakują mi żadne nowe niespodzianki. Dobrze oczyszcza nawet moją strefę T i problem z zaskórnikami się nie pogłębia.
Jakieś wady? Moim zdaniem cena. Kosztuje stanowczo zbyt wiele jak na tak małą pojemność.
Moja ocena: 5-/5 Baardzo się z nim polubiłam, ale przez cenę nie wiem czy do niego wrócę.

A Wy miałyście okazję go używać? 

A może znacie inny żel godny polecenia? :)

piątek, 1 maja 2015

Balea Rasiergel Blueberry Love - Jagodowy żel do golenia

Hej Kochane! Dzięki mojej kuzynce moja znajomość z marką Balea kwitnie. Poznałam już ich żel do golenia w wersji kokosowej i zakochałam się w nim podczas pobytu na wczasach. Pisałam o nim TUTAJ, przy okazji opisywania swoich urlopowych ulubieńców. 
Ostatnio słoneczko wychodzi coraz częściej i znów nabrałam ochoty na coś wyjątkowego - tym razem uraczyłam się wersją o nazwie Blueberry Love - Jagodowa Miłość. Czy była z tego miłość? Zobaczcie same!
Trudno mi było znaleźć jakiekolwiek informacje od producenta, a napisów na opakowaniu nie rozumiem, ale znalazłam  min. takie, podane na różnych aukcjach z tym żelem:
  • Owocowo jagodowy, uwodzicielski zapach.
  • Rozkosz dla zmysłów i ciała.
  • Zmiękcza włoski oraz nawilża skórę.
  • Nie powoduje podrażnień (dla skóry wrażliwej)
  • Przebadany dermatologicznie.
  • Prosty w użyciu: nanieść niewielką ilość żelu na zwilżone, przeznaczone do depilacji miejsce; rozsmarować - uzyskując pianę; po goleniu dokładnie spłukać.

Cena: Widziałam go w różnych cenach pomiędzy 8zł, a 12zł.
Moja opinia: Pierwsze na co zwróciłam uwagę to oczywiście szata graficzna opakowania - cudo! Lepszej nie widziałam, na pewno przykuła wzrok wielu z Was, tak jak i mój! :) Po otwarciu czekałam już tylko na zapach jagód. Uwielbiam ich zapach i miałam wielką nadzieję, że nie poczuję chemicznej nuty, jak to czasem się zdarza. Ale nic z tych rzeczy - zapach jest równie wspaniały co grafika na puszce, albo nawet i lepszy. Pierwsze  skojarzenie - jagody ze śmietaną i cukrem. Deser mojego dzieciństwa, który co roku do mnie wraca i nigdy się nie znudzi. Ten żel to wehikuł czasu, używając go pierwszy raz, od razu powędrowałam kilkanaście lat wstecz do wspomnień o moim kuzynostwie z Niemiec, bo to z nimi zajadałam takie słodkie jagódki, a i żeby było lepiej, to od nich dostałam go w prezencie. :)
Skoro wiemy już, że zarówno zapach produktu, jak i opakowanie są rewelacyjne, przejdźmy do działania produktu, bo może kogoś to obchodzi bardziej niż moje dzieciństwo, haha. A więc bez zbędnych wywodów - żel działa jak należy! Łatwo wychodzi z opakowania w formie soczyście fioletowego - uwaga - żelu, który stopniowo, a po rozsmarowaniu całkowicie, zamienia się w lekką piankę. Jest bardzo wydajny i daje należyty poślizg maszynce do golenia. Nie podrażnia skóry. Po prostu jest bardzo przyzwoitym żelem, którego używa się dużo chętniej i przyjemniej niż każdego innego. Uwaga, nie sądziłam, że to napiszę - przebił nawet kokoska! 
Moja ocena: 5/5 Blueberry Love <3

Używałyście? Znacie?:>

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
o mnie
Moje zdjęcie
Witam! Jestem studentką filologii angielskiej, w wolnym czasie lubię czytać blogi o tematyce związanej z kosmetykami i wizażem jak i sama tworzyć swoje recenzje, stąd pomysł na założenie bloga. Postaram się by blog nie ograniczał się do tematyki kosmetyków, a dotyczył również innych dziedzin życia. Zapraszam do zaglądania tu częściej i obserwowania jak blog się rozwija!:)