środa, 29 kwietnia 2015

Bell, Korektor antybakteryjny 15-Derma Young w odcieniu 01 Fair

Hej Kochane! Dziś opowiem o mojej przygodzie z korektorem antybakteryjnym Bell, który wpadł mi do koszyka podczas zakupów w Biedronce. Czy Wy też cieszycie się z szaf Bell w tym supermarkecie? Dla mnie to spore udogodnienie, bo inaczej do tej marki mi niestety nie po drodze.
Od producenta: Wskazania: Cera ze skłonnością do trądziku,nadmierne wydzielanie sebum.
Działanie: Formuła zawierająca kompleks z olejku drzewa herbacianego oraz tlenek cynku,wchłania nadmiar sebum,maskuje wypryski oraz inne niedoskonałości cery.Tworzy skuteczną barierę antybakteryjną,wykazując działanie lagodzące.zawiera witaminy C i E.
Cena: ok 10zł
Moja opinia: Korektor mieści się w papierowym pudełeczku, na którym widnieją informacje na jego temat. Moje gdzieś się zapodziało, więc zabrakło go na zdjęciach.
Mój odcień to 01 Fair, czyli ten jaśniejszy (są dwa odcienie). Myślę, że większości bladziochów powinien on przypaść do gustu, bo na skórze rzeczywiście jest jasny i ma przyjemny beżowy kolor bez różowych tonów. Na ostatnim zdjęciu (na dłoni) wygląda na nieco żółty, ale w rzeczywistości jest raczej neutralny. Bardziej wiarygodnie odzwierciedlają go zdjęcia samego korektora, natomiast na dłoni warto zwrócić uwagę na matowe wykończenie, jakie daje.:)
Przy pierwszym (jak i każdym następnym) użyciu moją uwagę zwrócił zapach korektora. Jest on typowy dla antybakteryjnych sztyftów, ale bardzo mi się podoba - lekko mentolowy. Szybko się ulatnia i nie jest intensywny, więc bez obaw. :)
Jeśli chodzi o jego główne zadanie - zakrywanie niedoskonałości - radzi sobie z nim bez zarzutów. Producent radzi nakładanie go punktowo na zmiany skórne, a później wklepywanie delikatnie opuszkami palców w celu uzyskania efektu wtopienia go w skórę. Ja bardzo lubię tego typu korektory nakładać pędzelkiem (stąd małe wgłębienie w moim sztyfcie na zdjęciach), jest to moim zdaniem bardziej precyzyjna metoda i nie muszę dotykać twarzy palcami. U mnie służy on tylko do zakrywania przebarwień, bo od dłuższego czasu moja cera ma się na prawdę dobrze, więc nie jestem w stanie stwierdzić czy łagodzi trądzik dzięki swoim antybakteryjnym właściwościom. Obiecane przez producenta wchłanianie nadmiaru sebum przez korektor można włożyć między bajki, ale nawet na to nie liczyłam.
Używam go od dłuższego czasu i całkiem się polubiliśmy. Na początku wydawał mi się zbyt oporny we współpracy, jakby suchy, ale z czasem się przyzwyczaiłam. Wcześniej używałam podobnego korektora od Rimmel (Stay Matte, Dual Action Concealer, KLIK), który był nieco bardziej kremowy i chyba po prostu do niego przywykłam. Cechą, która zdecydowanie działa na jego niekorzyść względem Rimmel'owskiego Stay Matte jest trwałość. Ten od Bell jest trwały o ile nie pocieramy twarzy, a Stay Matte bardziej wtapia się w skórę i przy nim nie muszę się martwić, że zdejmując bluzę zdejmę też makijaż.


Moja ocena: 5-/5 Lubię go i na co dzień to on króluje w mojej kosmetyczce.

A Wy skusiłyście się na jakieś produkty Bell? :)

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Shining Kiwi, Balea - zel pod prysznic z drobinkami

Hej Kochani! Dziś za oknem piękna pogoda, więc wybrałam się na ogródek by w końcu zrobić zdjęcia na bloga - zajęło mi to bardzo dużo czasu, ale zebrał się cały worek produktów do zdjęć.:) Tak więc promienie słoneczne znów wracają na bloga! A jako pierwszy ukazuje się Wam iskrzący żel pod prysznic od Balea. :)
Od producenta: Iskrzący żel pod prysznic z drobinkami odbijającymi światło. Radosny zapach kiwi doda Ci energii, a formuła żelu z gliceryną zadba o odpowiedni poziom nawilżenia skóry. Miejscami przejrzysta tuba sprawia, że błyszcząca zawartość "wypełnia" litery na opakowaniu.
Skład: AQUA · SODIUM LAURETH SULFATE · COCAMIDOPROPYL BETAINE · SODIUM CHLORIDE · GLYCERIN · PEG-7 GLYCERYL COCOATE · ACRYLATES CROSSPOLYMER 4 · PARFUM · SODIUM BENZOATE · CITRIC ACID · COCO-GLUCOSIDE · GLYCERYL OLEATE · COCAMIDE MEA · POTASSIUM SORBATE · MICA · BENZYL SALICYLATE · SODIUM HYDROXIDE·CI 77891 · BENZYL ALCOHOL · LIMONENE · TIN OXIDE · CI 42090 · CI 47005.

Moja opinia: Żel znajduje się w tubce, która stoi na "głowie" - nic nadzwyczajnego. Na szczęście otwiera się i zamyka bez problemu (nie ma zagrożenia połamania paznokci), a sama tubka jest całkiem ładna. 
Szata graficzna opakowania bardzo mi się spodobała, najbardziej przyciągają oko miejsca, gdzie jest ono przezroczyste i widać przez nie żel. 
A owy żel pod prysznic jest szalony, bo błyszczy się i iskrzy. Jednak bez obaw - żadne z tych błyskotek nie zostają na skórze! Dają tylko fajny efekt przy używaniu, w końcu zawsze to jakaś uciecha, haha. ;)
Produkt jest dość rzadki, dobrze się pieni i myje bez zarzutów. Nie wysusza skóry i jest całkiem wydajny. Jedyną jego wadą jest zapach... Spodziewałam się soczystego kiwi, a otrzymałam takie chemiczne, które nie jest co prawda najgorsze - czasem przypomina mi jakieś żelki, lub galaretkę. Nie da się jednak ukryć, że nuta jest chemiczna i mimo, że mnie nie odrzuca, nie mam ochoty do niej w przyszłości wracać. Mój narzeczony natomiast stwierdził, że ten żel pachnie dziwnie, a nawet nieprzyjemnie, więc większości z Was na pewno też nie przypadnie do gustu.
Niestety na ostatnim zdjęciu nie udało mi się uchwycić "iskierek".:(
Moja ocena: 4-/5 Zapach do poprawy, zdecydowanie!

Miałyście już ten produkt? Jeśli tak, koniecznie dajcie znać czy zapach Wam się spodobał!

środa, 22 kwietnia 2015

Spray termoochronny do włosów Balea Trend It Up Beschützendes Spray

Hej Kochane! Dziś kilka słów na temat sprayu termoochronnego Balea, który towarzyszy mi od kilku miesięcy. Wprawdzie rzadko traktuję swoje włosy wysoką temperaturą, ale ten spray dostałam w prezencie i z ciekawości zaczęłam używać. Dobrze mieć pod ręką produkt, który ochroni je przed negatywnymi skutkami ciepła. Chcecie wiedzieć czy spray jest wart zakupu? Zapraszam do lektury!:)
Od producenta: Spray ochronny Balea Trend It Up ochroni Twoje włosy przed szkodliwym działaniem temperatury, nawet do 200 stopni C. Dzięki temu żadna suszarka, lokówka czy prostownica nie uszkodzi Twoich włosów i będziesz się mogła cieszyć gładkimi, błyszczącą fryzurą każdego dnia.
Spryskiwać z odleglosci 15cm na wilgotne lub osuszone ręcznikiem wlosy. 

Cena: ok 8zł / 200ml

 Moja opinia: Spray mieści się w niewielkiej, poręcznej i bardzo praktycznej buteleczce, której dozownik łatwo można zablokować aby zminimalizować prawdopodobieństwo wylewania się produktu, np. w podróży. 
Sama jego aplikacja jest bardzo prosta i przyjemna, wystarczyć spryskać nim wilgotną jeszcze czuprynę z odległości ok 15cm. Na włosach ląduje lekka mgiełka płynu, a nie szeroki strumień, jak to czasem bywa z produktami tego typu, więc za to duży plus! Podczas używania można wyczuć śliczny, nienachalny zapach płynu, który jednak nie pozostaje na włosach, co dla mnie jest plusem bo używam intensywnie pachnących szamponów i odżywek. 
Spryskuję nim włosy tylko na długości, bo tam najbardziej potrzebuję ochrony i nie lubię aplikować niczego blisko skóry głowy. Tak użyty spray nie skleja ani nie obciąża moich włosów, ale delikatnie je wygładza i ujarzmia, zwłaszcza jeśli wcześniej użyta odżywka nie podołała wyzwaniu. Mam wrażenie, że również pomaga w rozczesywaniu włosów.
Jak jest z tą termoochroną? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo jak już pisałam, tego produktu używam sporadycznie, ale wydaje mi się że daje radę. Nigdy nie zrobiłam swoim włosom krzywdy podczas stylizacji na ciepło i liczę, że ten spray ma w tym swoją zasługę. Generalnie cudów z włosami nie robi, ale lubię go stosować przed suszeniem i stylizacją włosów, chociażby dla swojego komfortu psychicznego. :D
 Moja ocena: 5/5 Najwyraźniej spełnia swoje zadanie, chociaż termoochronę raczej ciężko sprawdzić. Ja używam go z przyjemnością. 

Miałyście ten produkt? Jeśli tak, dajcie znać jak się u Was sprawdził!:)

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Tusz do rzęs od Eveline - Big Volume Explosion Mascara

Hej Kochane! Pozostając w temacie kolorówki, dziś będzie o tuszu, na temat którego w ostatnim czasie dostałam wiele komplementów. Zapraszam do lektury!:)
Od producenta: Nowa, innowacyjna szczoteczka do zadań specjalnych Big Brush idealnie pokrywa grubą warstwą tuszu każdą rzęsę, zapewniając spektakularny efekt i wyjątkowe podkreślenie spojrzenia.

20 rzędów elastycznych włosków ułożonych w różnych kierunkach ułatwia nałożenie tuszu i skrupulatne rozdzielenie, każda rzęsa zostaje idealnie pokryta warstwą głębokiej czerni, bez sklejania i bez grudek,
Zaawansowane składniki aktywne zapobiegające wypadaniu i łamaniu rzęs.
Doskonale wzmacnia, odżywia i kondycjonuje rzęsy. Mineralne pigmenty i naturalny wosk carnauba pobudzają rzęsy do wzrostu, zapobiegają ich wypadaniu i łamaniu się.
D - pantenol odbudowuje strukturę włosa, widocznie zagęszczając i pogrubiając rzęsy.
Najcenniejsze składniki z olejku jojoba, bogatego w witaminy A, F i E dogłębnie nawilżają, uelastyczniają i wzmacniają rzęsy. Wyjątkowo delikatny dla oczu nie powoduje podrażnień. 
Cena: 15zł / 11ml

Moja opinia: Maskarę dostałam na jednym ze spotkań blogerek i nie wiedziałam, czego mam się po niej spodziewać. Eveline lubię za ich pielęgnację, ale kosmetyki kolorowe tej marki były mi obce. Już po pierwszym użyciu wiedziałam, że na pewno zużyję ten tusz do końca. Na początku co prawda był jeszcze zbyt rzadki, ale już dawał ładny efekt na rzęsach. Do osiągnięcia wykończenia, jakie lubię czyli mocno podkreślonych rzęs, potrzebne są dwie warstwy maskary Big Volume Explosion, a jedna warstwa gwarantuje efekt naturalny, aczkolwiek dobrze widoczny i dobry na co dzień. 
Podoba mi się zarówno efekt zagęszczenia rzęs, jak i ich wydłużenia, który Big Volume Explosion mi oferuje. Moje rzęsy są bardzo niesforne i lubią zbijać się w kępki, ale dzięki tej wielkiej, silikonowej szczoteczce jestem w stanie nieco to poprawić. Lubię takie szczoteczki w maskarach, ale ta chyba jest aż za duża - niemal zawsze brudzę sobie nią powieki, więc to na pewno wada tego produktu.
Na początku zdarzało się, że tusz nieco się osypywał, ale teraz kiedy do niego wróciłam i lekko zgęstniał, nie zauważyłam żeby osypywał się chociażby odrobinę. Dziwna sprawa, pierwszy raz się z czymś takim spotkałam.
Poza tym  jego aplikacja jest prosta, nie ma tutaj żadnych grudek, a szczoteczka nabiera odpowiednią ilość produktu.  Czasem po wyschnięciu tuszu konieczne jest przeczesanie rzęs specjalnym grzebyczkiem, bo zdarza się, że są gdzieniegdzie pozlepiane.
Poza tym czerń jest czarna, a nie szara, a zmywanie Big Volume Explosion nie sprawia dużego problemu. W ciągu dnia się nie rozmazuje i niezmiennie wygląda dobrze.

Efekt jaki ten tusz daje na moich rzęsach możecie zobaczyć poniżej. Na pierwszym zdjęciu rzęsy niepomalowane, a poniżej z dwoma warstwami dzisiejszego bohatera. Zanim nałożyłam tusz, użyłam zalotki. Z reguły tego nie robię przy testach, ale ostatnio moje rzęsy są bardzo proste i nie wyglądają zbyt dobrze.

Moja ocena: 4/5 Ma swoje wady, ale za tą cenę na prawdę warto! :)

piątek, 17 kwietnia 2015

Catrice, Pure Shine Colour Lip Balm - Koloryzujący balsam do ust w kredce

Hej Kochane! Dawno nie było tu kolorówki. Kiedy zakładałam bloga, byłam zakochana w podkładach, tuszach i pomadkach, ale czas pokazał że to pielęgnacja jest czymś, czemu nie mogę się oprzeć. Na szczęście ostatnio znalazłam chwilę na wykonanie zdjęć produktów królujących w mojej makijażowej kosmetyczce. Dziś pod lupę biorę koloryzujący balsam do ust od Catrice, czyli połączenie pielęgnacji i kosmetyku kolorowego. Pokazywałam Wam go w poście zakupowym i spotkał się wtedy z wielkim zainteresowaniem, więc mam nadzieję, że z przyjemnością przeczytacie co mam na jego temat do napisania, zapraszam! :)
Od producenta: Kremowy Pure Shine Lip Balm rozpieści usta wilgocią, pozostawi gładkie i błyszczące. Ma nieklejącą konsystencję i przyjemny zapach. Aplikacja jest łatwa, delikatne krycie powoduje, że nie potrzeba lusterka by się nim pomalować. Dostępny w ośmiu kolorach.
Cena: 20,90zł / 2,5g
Moja opinia: Zachęcona tym, jak balsam Pure Shine prezentował się na ustach jednej ze sławnych youtuberek, kupiłam w ciemno ten sam odcień - przepiękny 030 Don't Think Just Pink. Sama nazwa wywołuje uśmiech na mojej twarzy i tak wyszło, że wpadł do koszyka zanim nawet spojrzałam na cenę. Przy kasie okazało się, że kosztuje 20zł, więc niemało jak na balsamik do ust, ale przełknęłam to i miałam wielką nadzieję, że będzie wart tej ceny. 
Jak się później okazało, kupno tego maleństwa było świetną decyzją.
Po pierwsze uwielbiam formę kredki. Nie wiem dlaczego, ale mam do niej słabość!:) 
Ponadto balsamik na prawdę dobrze nawilża i pielęgnuje usta. Co prawda nie poradzi sobie z obskubanymi, wysuszonymi na wiór ustami, ale w zwykłych warunkach, lub przy ewentualnym lekkim przesuszeniu spisuje się świetnie. Nie klei się i przepięknie, słodko pachnie wanilią. 
Wygląda na ustach subtelnie i nadaje im zdrowy wygląd. Koloryzuje raczej delikatnie, krycie jest pół transparentne, co zapewne nie każdej z Was się spodoba, jednak nie ma się czego czepiać - już z opisu producenta można to wyczytać. Dzięki tej lekkiej formule można go nosić zarówno w pracy, szkole, czy na imprezie i nakładać go bez lusterka, mnie to przekonuje.
Jego niewątpliwą wadą jest słaba trwałość - wystarczy kilka buziaków od ukochanego, lub kilka łyków wody i balsamik zaczyna znikać. Na szczęście schodzi równomiernie i to dlatego mu tak ufam.  
Używam go zawsze wtedy, gdy chcę mieć na ustach coś sprawdzonego, co nie spłata mi psikusa. Obecnie jestem w trakcie odbywania praktyk pedagogicznych w szkole średniej i jak można się domyślić - z makijażem szaleć nie powinnam. Balsam od Catrice idealnie wpisuje się w moje obecne wymagania; nawilża moje usta i wygląda subtelnie i estetycznie przez cały czas prowadzenia lekcji, a mówić trzeba dużo, więc potrzebuję czegoś pewnego. Uczennice widzą wszystko. ;>

Moja ocena: 5-/5 Trwałość mogłaby być lepsza, ale za to mam świetną pielęgnację ust, więc jestem na TAK! :)

A Wam jak się podoba?

wtorek, 14 kwietnia 2015

Mineralny podklad do twarzy Rhea - hit wśród mineralów?

 Hej Kochane! Od dłuższego czasu używam podkładów mineralnych, a te drogeryjne pozostawiam na specjalne okazje. Robię tak, bo to lepsze dla mojej problematycznej cery, a co więcej - nakładanie minerałków zajmuje mi bardzo mało czasu i to dobry sposób na szybki makijaż. Lubię je też za to, że łatwo jest je odświeżyć po całym dniu używając wody termalnej i płatka kosmetycznego, a później nakładając kolejną warstwę, co w przypadku płynnych podkładów nie wchodzi w grę. Kiedy tylko przeczytałam o kosmetykach Rhea, nie mogłam się oprzeć by nie przetestować ich podkładów - kusiło mnie ich mocne krycie, o którym się naczytałam. Dziś będzie o tym, jak podkład mineralny Rhea w odcieniu Natural Light sprawdził się na mojej cerze, zapraszam do lektury!:)
Od producenta: Podkład [Natural Light] do cery jasnej i średnio jasnej, w neutralnym odcieniu beżu. Jest dość kryjący, więc jeżeli nie masz większych problemów z cerą, możesz użyć go również jako korektora. Po prostu nałóż na niedoskonałości grubszą warstwę. Wszystkie nasze podkłady są w formie proszku. Pozwala to zmniejszyć praktycznie do zera ryzyko alergii, podrażnień skóry itp. Nie zawierają talku. Dają naturalne, półmatowe pokrycie. Wszystkie są dość kryjące. Jeżeli nie masz większych proble mów z cerą- możesz używać ich także jako korektorów. Odbijając i rozpraszając światło- ukrywają niedoskonałości cery i nadają jej jednolity koloryt. Używając tych podkładów, uzyskasz półmatowe wykończenie, jeżeli chciałabyś uzyskać całkowity mat lub połysk, musisz nałożyć na podkład odpowiedni puder. Te podkłady trzeba nakładać pędzlem, najlepiej specjalnym Kabuki, ale może być też zwykły pędzel tj. do różu.

Kosmetyki mineralne są polecane osobom z problemami alergicznymi, trądzikowymi, z cerą nadwrażliwą, reagującą podrażnieniami na zwykłe kosmetyki. Także po zabiegach medycyny estetycznej tj. głębokie peelingi, mikrodembrazja. Są bardzo delikatne, nie podrażniają skóry, nie zatykają porów. Czyste minerały są hipoalergiczne. Chronią przed promieniowaniem UV na poziomie SPF 20.

Skład: * Mica (CI 77019), Iron Oxides (CI 77491, CI 77492, CI 77499), Titanium Dioxide (CI 77891)
* Mogą zawierać również (w zależności od koloru): Zinc Oxide (CI 77947), Ferric Ferrocyanide (CI 77510), Ultramarine Pink (CI 77007), Manganese Violet (CI 77742), Ultramarine Blue (CI 77007), Chromium Oxide Greens (CI 77288)

Cena: W słoiczku z sitkiem 20ml/57zł KLIK, w woreczku 20ml/34zł KLIK
Dostępność: sklep internetowy rhea.com.pl
 Moja opinia: Podkład otrzymujemy w pudełeczku z sitkiem (droższa wersja), lub woreczku (tańsza wersja). Pierwsza opcja nie należy do praktycznych, ponieważ sitko nie jest niczym przykryte, więc proszek cały czas podróżuje po wieczku i je brudzi utrudniając tym samym estetyczne otwieranie i zamykanie słoiczka. Druga opcja - woreczek- to super sprawa jeśli mamy już w domu opakowanie nadające się do podkładu mineralnego, do tego produkt w woreczku kosztuje o wiele mniej, więc dla mnie pomysł jest strzałem w 10-tkę! Co więcej, kupując pełnowymiarowy podkład Rhea, do zakupu dostajemy próbkę w tym samym kolorze. Dzięki temu najpierw możemy wypróbować próbkę i jeśli odcień okaże się nieodpowiedni - wymienić go. Moim zdaniem to świetne rozwiązanie. Spodobało mi się też to, ze według producenta podkład "chroni skórę przed promieniowaniem UV na poziomie SPF 20". Do tego Rhea daje Nam wybór jasnych odcieni z czym często jest problem - chyba pierwszy raz trafiłam na podkład zbyt jasny dla mojej cery!
A z efektem jaki daje? Już mówię!
Podkład jak na minerały ma bardzo dobre krycie i faktycznie z powodzeniem może być używany również punktowo jako korektor, choć to zapewne wymagałoby dużej wprawy. 
Ja niestety wybrałam sobie odcień, który jest dla mnie zbyt jasny i wyglądam w nim niekorzystnie, ale nic straconego - mam jeszcze zbyt ciemne próbki innych minerałków i planuję je sobie wszystkie wymieszać, żeby nic mi się nie zmarnowało. Używałam go kilkukrotnie na całą twarz, by wyrobić sobie opinię na temat jego wytrzymałości, a później aplikowałam już tylko na miejsca wymagające mocniejszego krycia, czyli moje nieszczęsne policzki, a strefę T traktowałam matującym podkładem Neauty Minerals - taka konfiguracja spodobała mi się najbardziej.
Podkład przyjemnie się nakłada, nie robi plam, ale przy aplikacji pyli. Ja nakładam go na sucho, bo tak lubię najbardziej, ale dobrą opcją jest aplikacja zwilżonym pędzlem, lub zmieszanie go z odrobiną ulubionego kremu. Wbrew temu, co pisze producent, uważam że daje on efekt matowy. Mnie taki efekt odpowiada, ale aby go zniwelować można spryskać twarz hydrolatem, lub wodą termalną, a nadmiar płynu odciskać delikatnie na płatek kosmetyczny. Dzięki temu podkłady mineralne zawsze lepiej stapiają się z cerą i stają niemal niewidoczne, oddają skórze jej naturalny blask i ani odrobina podkładu nie ląduje na waciku - wręcz przeciwnie, podkład jeszcze lepiej przylega do skóry.

 Na powyższym zdjęciu przedstawiona jest moja dłoń z odrobiną jeszcze nieroztartego podkładu. Pod nim widać niebieską żyłkę (lepiej widać w powiększeniu, po kliknięciu w zdjęcie). Poniżej zdjęcie już po roztarciu produktu (troszkę go jeszcze dołożyłam), jak widać żyła już się nie odznacza kolorem. Tak samo dzieje się z wszelkimi zaczerwienieniami twarzy - znikają już po jednej warstwie podkładu Rhea.
Niestety jak większość podkładów mineralnych nie lubi się z cerą tłustą. Po kilku godzinach od nałożenia zaczyna się odznaczać i zbierać pod wpływem sebum, sprawia wrażenie ciężkiego, a przecież wcale taki nie jest. Jest to sytuacja do uratowania, która zresztą nie zawsze ma miejsce i całkiem możliwe, że nie widziałabym tego tak dobrze, gdyby mój odcień (Natural Light) lepiej zgrywał się z moją cerą, ale to jego niewątpliwa wada. Co prawda taka, z którą bardzo często się spotykam w przypadku minerałków, jednak wciąż wada. 
Moja ocena: 4/5 Dam mu jeszcze szansę wybierając inny odcień, bo krycie i wykończenie są na wysokim poziomie, a cenowo faktycznie jest hitem.

sobota, 11 kwietnia 2015

Tołpa, Botanic żel pod prysznic, amarantus


Hej Kochani!  Dziś będzie o produkcie, który zużyłam już jakiś czas temu, a jego zdjęcia robiłam jeszcze w ubiegłym roku - taki mały powrót do słoneczka!:)
Mowa o nawilżającym żelu pod prysznic od Tołpy. Zapraszam!
Skład: Aqua, Cocamidopropyl Betaine, Disodium Cocoamphodiacetate, Cocamide DEA, Laureth-7 Citrate, Cocodimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Protein, Sodium Lactate, Peat Extract, Amaranthus Caudatus Seed Extract, Glycerin, Lactic Acid, Parfum, Styrene/ Acrylates Copolymer, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol.
Cena: ok 15zł/200ml
Moja opinia: Żel mieści się w praktycznej i prostej buteleczce, jak na tołpę przystało. Produkt ma białą barwę, jest po części mleczny, ale i lekko przejrzysty. Jego zapach jest charakterystyczny dla całej serii amarantusowej, czyli subtelny, kuszący, oryginalny, kwiatowy - piękny! Wyjątkiem jest krem do rąk, który w swoim zapachu miał nuty cytrusowe, cała reszta pachnie absolutnie cudnie.
Jeśli chodzi o działanie - nie zawiodłam się. Wytwarza delikatną pianę, która przyjemnie otula ciało. Jego zapach jeszcze na chwilę po prysznicu pozostaje na skórze. Równie dobrze nadaje się jako płyn do kąpieli - tworzy sporo piany. 
Dobrze oczyszcza skórę i jest całkiem wydajny. 
Jeśli chodzi o nawilżenie - cudów nie ma, ale faktycznie czuję, że po umyciu tym produktem skóra nie jest napięta. Myślę, że faktycznie może delikatnie nawilżać, ale nie na tyle by nie użyć balsamu i być w pełni usatysfakcjonowaną z poziomu nawilżenia skóry. Chętnie sięgam po niego kiedy nie mam czasu na dalszą pielęgnację, bo wiem że wtedy spisze się znacznie lepiej niż wszystkie inne żele. 
Cena 15zł jak za 200ml żelu pod prysznic to raczej sporo, ale każdemu należy się czasem odrobina luksusu, prawda? :D 
Moja ocena: 5-/5 Za tą cenę do niego nie wrócę, ale jeśli natknę się na niego w korzystnej cenie to na pewno po niego sięgnę i może nawet wezmę więcej niż jedną buteleczkę, bo zapach jest wspaniały!:) 



Z tej serii opisywałam również:

-Nawilżający krem rozświetlający pod oczy

wtorek, 7 kwietnia 2015

POSE Undereye Cream - luksusowy krem pod oczy

Hej Kochani! Ostatnio zaprezentowałam Wam krem do twarzy marki POSE, który wywołał falę zachwytów. Jesteście ciekawe czy krem pod oczy tej samej marki sprawdził się równie dobrze? Zapraszam do dalszej części posta!

Od producenta: Luksusowy, bardzo delikatny krem stworzony do stosowania na wrażliwą skórę w okolicach oczu. Zestaw starannie dobranych naturalnych składników odżywia, ochrania oraz nawilża Twoją skórę. Krem ten redukuje zmarszczki wokół oczu, przyspiesza odnowę komórek, łagodzi podrażnioną skórę oraz zmniejsza przezskórną utratę wilgoci. Eliminuje opuchnięcia oraz poprawia krążenie krwi co prowadzi do rozjaśnienia cieni wokół oczu. Inteligentne składniki jak kwas hialuronowy zapewniają odpowiedni poziom nawilżenia zgodnie z zapotrzebowaniem Twojej skóry. Krem ten, bogaty w kwasy tłuszczowe (GLA), zawiera wiele antyoksydantów redukujących uszkodzenia skóry spowodowane działaniem słońca i wolnych rodników oraz przywraca naturalny poziom PH. Przeznaczony dla wszystkich typów skóry.



Skład: Aqua (Water), Vitis vinifera (Grapeseed) Oil, Simmondsia chinensis (Jojoba) Oil, Emulsifying Wax NF, Palm Stearic Acid, Sodium Hyaluronate, Oenothers biennis (Evening Primrose) Oil, Tocopherol (Vitamin E), Phenoxyethanol, Hamamelis virginiana (Witch Hazel), Xanthan Gum (Polysaccharide Gum), Salix nigra (Organic Black Willowbark) Extract, Mannan, Azadirachta indica (Neem) Oil, Rosmarinus officinalis (Rosemary) Oleoresin, Tetrasodium EDTA, Citric Acid, d-limonene. 

>99 % składników pochodzenia naturalnego

Cena: ok 96zł/30ml, dostępny w sklepie internetowym, KLIK

Moja opinia: Krem pod oczy POSE, tak jak inne produkty tej marki ma śliczne opakowanie, zamknięty jest w buteleczce, która wygląda bardzo luksusowo. Zapewne wiele z Was na wstępie odrzuci cena, ale zwróćcie uwagę na jego pojemność - 30ml! Do tej pory miałam styczność z kremami pod oczy o pojemności 10ml, lub 15ml, więc po przeliczeniu cena powyższego nie jest wcale szokująca. Do tego dochodzi dobra wydajność, ponieważ krem jest gęstszy i bardziej treściwy niż te, których używałam do tej pory.
Opakowanie z pompką to fajna opcja, ja jednak wolę kiedy kremy tego typu mieszczą się w tubkach, ponieważ pompka dozuje zbyt duże ilości produktu i by krem się nie zmarnował, muszę przyciskać ją z rozwagą i nie dociskać do końca.
Przejdźmy jednak do najważniejszego, czyli do działania. Jak wspomniałam kremik jest bardziej treściwy niż inne znane mi produkty pod oczy, ale to nie znaczy, że nie nadaje się pod makijaż. Skóra dzięki niemu staje się gładka, ale nie jest napięta, a zmarszczki nie zostają wygładzone od razu - na efekty trzeba czekać, a uzyskujemy je dzięki świetnym właściwościom nawilżającym kremu.  Po aplikacji krem nie wchłania się błyskawicznie, więc przed nałożeniem makijażu dobrze jest odczekać 5 min, ale kiedy już nałożymy na niego korektor lub podkład, nic się nie roluje. Krem jest niesamowicie delikatny i niemal bezzapachowy, więc nie trzeba się martwić o to, co się stanie gdy przypadkiem wyląduje w oku - zero szczypania, pieczenia itp.
Moja ocena: 5-/5 Pompka dozuje zbyt duże ilości kremu i to utrudnia codzienną aplikację, ale poza tym jest świetny!

czwartek, 2 kwietnia 2015

POSE Organics Rejuvenating Face Cream - idealny?


Hej Kochane! Od dłuższego czasu testuję nowy krem do twarzy - POSE Organics Rejuvenating Face Cream, który skusił mnie bardzo fajnym składem. Co prawda jest on z założenia odmładzający, a ja odmładzać jeszcze się nie muszę, ale za to potrzebowałam porządnego nawilżenia i pokładałam w nim nadzieję. Kiedy krem do mnie dotarł, moja skóra przechodziła stan wielkiego odwodnienia połączony z nagłym wysypem niedoskonałości - szaleństwo. Czy krem pomógł w okiełznaniu kryzysowej sytuacji? Przekonajcie się czytając posta!:) 
Od producenta: Unikalny, lekki krem na bazie wyciągu z aloesu przywracający życie twojej skórze. Kombinacja roślinnych organicznych ekstraktów, olejów i maseł łącznie z kwasem hialuronowym oraz kwasami wieloowocowymi pozostawia twoją skórę wyglądającą młodo, delikatnie, gładko oraz świeżo. Inteligentne składniki zapewniają odpowiedni poziom nawilżenia zgodnie z zapotrzebowaniem Twojej skóry. Delikatne kwasy owocowe usuwają uszkodzoną zewnętrzną warstwę skóry pozostawiając ją odmłodzoną i pełną blasku. Długotrwałe stosowanie przywraca prawidłową syntezę kolagenu i elastyny oraz zwiększa regenerację protein w skórze co w widoczny sposób poprawia kształt twarzy i wygładza zmarszczki. Krem przeznaczony dla wszystkich typów skóry. Polecany jest zwłaszcza dla skóry z niedoskonałościami.

Skład: Aloe barbadensis (Aloe) Juice*, Aloe barbadensis (Aloe) Butter*, Prunus armeniaca (Apricot) Kernel Oil, Emulsifying Wax NF, Sodium Hyaluronate, Stearic Acid (Palm), Vegetable Glycerin, Fucus vesiculosis (Seaweed) Extract, Camellia sinensis (Green Tea) Extract*, Vaccinium myrtillus (Bilberry) Extract*, Saccharum officinarum (Sugar Cane) Extract*, Acer saccharinum (Sugar Maple) Extract*, Citrus auranium dulcis (Orange) Extract*, Citrus medica limonum (Lemon) Extract*, Vaccinium macrocarpon (Cranberry) Extract*, Tocopherol (Vitamin E), Phenoxyethanol, Glycolic Acid, Tartaric Acid, Malic Acid, Mangifera indica (Mango) Butter, Butyrospermun parkii (Shea) Butter, Xanthan Gum (Polysaccharide Gum), Salix nigra (Black Willowbark) Extract, Mannan, Azadirachta indica (Neem) Oil, Rosmarinus officinalis (Rosemary) Oleoresin, Tetrasodium EDTA, Citric Acid, Geraniol, d-limonene, Citral. 
* Składniki organiczne certyfikowane przez USDA 
84 % składników pochodzi z upraw ekologicznych 
>99 % składników pochodzenia naturalnego

Cena: ok 115zł / 50ml, dostępny  w sklepie internetowym: KLIK
Moja opinia: Krem przyszedł do mnie świetnie zapakowany: w dużym kartonie oprócz produktu mieściły się też książeczka z informacjami na temat kremów marki POSE, oraz  firmowa torebka prezentowa. Sam kremik mieści się w pomysłowym papierowym opakowaniu, które po części możecie zobaczyć na drugim zdjęciu, a z przodu ma taką samą szatę graficzną jak buteleczka z produktem, tylko w powiększeniu. Wszystko to w połączeniu z samą buteleczką ze złotymi elementami i pompką air-less nie pozostawia wątpliwości, że produkt jest luksusowy, zadbano tu o każdy detal.
Ze względu na delikatny, naturalny skład, krem polecany jest zwłaszcza dla skóry z niedoskonałościami - dla mnie to dobra wiadomość, bo taką właśnie posiadam, ale jeśli mam być szczera to nie wierzyłam w to, że mi pomoże w tej kwestii. Od lat leczę się dermatologicznie, raz jest idealnie, raz bardzo źle. Mało co mi pomaga. Wiem, że to zabrzmi niewiarygodnie (sama nie dowierzam), ale po ponad miesiącu używania go, widzę poprawę! Niedoskonałości jest znacznie mniej. Wciąż coś wyskakuje, ale rzadziej i zazwyczaj przed "tymi" dniami.
Produkt jest przyjemny w aplikacji, ma idealną konsystencję i formułę - nie jest za gęsty, ani ciężki. Przyjemnie się rozsmarowuje i świetnie wchłania. Do tego dochodzi dobra wydajność, jedna pompka wystarcza mi na twarz i szyję. Jego zapach jest subtelny i przyjemny, lekko ziołowy.
Moja tłusta cera o dziwo się z nim polubiła i często stosuję go nawet pod makijaż. Używam go zarówno na dzień, jak i na noc, ale nie zawsze - staram się wczuć w potrzeby skóry i kiedy nie potrzebuję większego nawilżenia, po prostu nie stosuję kremu. Jeśli macie cerę tłustą, bardzo kapryśną, polecam Wam raz na jakiś czas zrezygnować z pielęgnacji (na noc, lub przez jeden dzień), skóra czasem tego potrzebuje i niczego jej nie będzie brakować. Kiedyś wyczytałam o tym sposobie na jakimś blogu (przepraszam, że nie pamiętam u kogo!), spróbowałam i faktycznie się sprawdza, a moja cera chyba w końcu odzyskała równowagę.
Wracając do Naszego bohatera - jak wspominałam, otrzymałam go w czasie, kiedy moja skóra twarzy była bardzo przesuszona i ku mojej uciesze już po kilku dniach używania wszystko wróciło do normy. Jego działanie przeciwzmarszczkowe jest widoczne, ale na szczęście nie jest to uzyskane przez mocne napięcie skóry, a raczej przez wygładzenie i nawilżenie
Przy regularnej aplikacji cera staje się niezwykle gładka i miła w dotyku. Aż trudno uwierzyć, że tak dobrze nawilżający krem nie powoduje u mnie szybszego świecenia się. 
Wada? Chyba tylko cena, ale za taką jakość warto zapłacić.
Moja ocena: 5+/5 Rzadko kiedy krem mnie zachwyca, ale ten to zrobił.
Wiem, że to cudo było w którymś z ShinyBox'ów, więc zapewne jest już znane części z Was. Jeśli go miałyście/macie - dajcie znać czy u Was spisał się równie dobrze!:)




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
o mnie
Moje zdjęcie
Witam! Jestem studentką filologii angielskiej, w wolnym czasie lubię czytać blogi o tematyce związanej z kosmetykami i wizażem jak i sama tworzyć swoje recenzje, stąd pomysł na założenie bloga. Postaram się by blog nie ograniczał się do tematyki kosmetyków, a dotyczył również innych dziedzin życia. Zapraszam do zaglądania tu częściej i obserwowania jak blog się rozwija!:)